3 września 2021
„Oto jest pytanie”, na które często próbują odpowiedzieć młodzi i przedsiębiorczy studenci kończący studia. Nie ma i nigdy nie było na nie prostej odpowiedzi, ale jedno jest pewne. Zanim podejmiemy ryzyko założenia własnej firmy warto odbyć staż w firmie, która znajduje się w obszarze naszych zainteresowań biznesowych. I najlepiej oczywiście, aby była to firma o ugruntowanej pozycji na rynku, najlepiej z wysoką kulturą organizacyjną i posiadająca wizję będącą paliwem dla kreatywności. Kreatywności, która, jak przed laty wyraził się światowej klasy marketer Wally Ollins, jest naszą typowo polską specjalnością (dostawszy zlecenie na opracowanie hasła wyrażającego biznesową tożsamość Polaków wybrał “Creative Tension”, które można przetłumaczyć jako “twórcze napięcie”). Znajdujące się przed laty w podobnej do obecnej gospodarczej sytuacji Polski, “azjatyckie tygrysy”, choć posiadające nieco inny rys kulturowy i „model kreatywności”, postawiły w swej wizji rozwoju gospodarki jednoznacznie na tożsamość/identyfikację narodową. I odniosły wielki sukces! Masaru Ibuka, zakładając w 1946 r. SONY, i kreśląc na kartce 5 odpowiedzi na pytanie “Dlaczego chcę założyć firmę” napisał m.in: “Bo chcę pomóc w odbudowie mojego kraju…”. Czy ta strategia może się powieść w Polsce AD 2021 przyczyniając się m.in. do stworzenia wielu kreatywnych miejsc pracy? Nie mam co do tego wątpliwości, gdyż z uwagą obserwuję pozytywne zmiany na polskim rynku pracownika, rozwój polskich championów gospodarczych i coraz bardziej aktywną politykę państwa w tych obszarach.
Polska przedsiębiorczość to coś, co dziedziczymy w genach
Zarówno duże uznanie rynku międzynarodowego dla polskich kadr (skutkujące m.in otwieraniem wielu biznesów w Polsce), jak i stosunkowo duża skłonność młodego pokolenia do ryzyka (ok 20%), jakim jest założenie firmy, nie powinna być dla nas zaskoczeniem. Jest to owoc przedsiębiorczości Polaków, którzy na przestrzeni kilku pokoleń wytworzyli swoisty “gen przedsiębiorczości” będący integralna częścią kultury polskiej. W ujęciu historycznym, znamy go dziś nie tylko z lektur takich jak “Lalka”, ale i w postaciach bardziej namacalnych, jak np firmy Wedel czy Żywiec (nomen omen na tyle smakowitych, iż zostały połknięte w XXI wieku przez największych globalnych graczy). Tej kultury przedsiębiorczości nie złamał nawet z definicji anty przedsiębiorczy system komunistyczny, panujący na naszych ziemiach w latach 1944-1989. Sam doskonale pamiętam moją pierwszą styczność z polską przedsiębiorczością w ponurych PRL-owskich czasach, kiedy jako małe dziecko zobaczyłem “pół cielaka” w mojej kuchni. I radosnych rodziców mówiących, chyba jednak lekko zmieszanemu (protect animals 5-6 latkowi, “szykujemy mięsko na przyszły rok”. Na marginesie, to były szczególne czasy dla takich PRL-owskich przedsiębiorców jak “baba z cielęciną”. Jedna z nich, dając głos do fascynującej książki prof. Jerzego Kochanowskiego “Tylnymi drzwiami. Czarny rynek w Polsce 1944-1989” powiedziała min., iż odwiedzając mieszkania “Byłam traktowana jak jaki minister”. Wydaje się, iż jeśli kiedykolwiek władza komunistyczna była bliska urzeczywistnienia hasła o rządach robotniczo- chłopskich, to udało się to jej jedynie w momentach takich jak ten ;-). Choć może nie jedynie, wszak przez długi czas w latach 1988-1996, z drobnymi przerwami, pośredni nadzór nad transformacją “gospodarki centralnie planowanej do wolnorynkowej” sprawował minister-przedsiębiorca z lewicy postkomunistycznej, Ireneusz Sekuła. Co finalnie doprowadziło go do zarzutów prokuratorskich i kilku gangsterskich kul w brzuchu. I choć ten case dość dobrze egzemplifikuje wiele patologii polskiej transformacji (od wyprzedaży majątku państwowego za bezcen po udział nomenklatury i świata przestępczego w tym procesie), tak przejmująco i wyczerpująco opisanej przez śp. prof. Witolda Kieżuna w klasyku “Patologia transformacji”, to per saldo warunki dla urzeczywistnienia polskiego, przedsiębiorczego DNA po upadku komunizmu, znacznie się poprawiły. Widać to zresztą z perspektywy ostatniego 30 lecia, ze szczególnym uwzględnieniem ostatnich kilku lat, na podstawie analizy większości wskaźników makroekonomicznych, takich jak poziom bezrobocia, dochód per capita, dochody budżetowe, rozwój programów społecznych etc. Żaden z tych wskaźników nie mógłby być osiągnięty bez aktywności polskich przedsiębiorców.
Ale, co równie ważne, znacznie, choć zapewne jest jeszcze wiele tu do zrobienia, poprawiono warunki otoczenia do uwolnienia i ukierunkowania potencjału młodych, przedsiębiorczych Polaków. I rzecz jasna nie chodzi tu jedynie o np. coraz bardziej imponujące wyniki polskich uczniów w międzynarodowych statystykach edukacyjnych poprawiające się z roku na rok m.in. dzięki codziennemu wysiłkowi polskich nauczycieli (np. PISA – w 2018 r. polski wynik był o 27 punktów lepszy od średniej dla krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), która wynosiła 489 punktów i należał do najwyższych w Unii Europejskiej, istotnie wyższy wynik uzyskała tylko Estonia – czy sukcesy młodych matematyków/informatyków na różnorakich międzynarodowych olimpiadach). Chodzi również o to, iż w dużym stopniu udało się odbudować nadwyrężony w czasach komunizmu i “patologicznej transformacji” kapitał społeczny, którego wartość, jak wiadomo, opiera się na wzajemnych relacjach społecznych jednostek, które dzięki niemu mogą osiągać więcej korzyści (z ekonomicznego i społecznego punktu widzenia). Wzrost kapitału społecznego zaś, wiąże się ściśle z polepszeniem tzw. kompetencji miękkich (komunikacyjnych, emocjonalnych i innych skracających dystans społeczny i wytwarzających zaufanie i “kulturę (biznesowych) okazji”). Tak jak wspominałem, te spore możliwości dzisiejszego młodego pokolenia Polaków zostały dostrzeżone przez globalnych graczy takich jak Google, Microsoft czy Morgan Stanley, którzy nieprzerwanie przenoszą do Polski coraz bardziej zaawansowane działy swoich firm, tworząc tym samym ciekawą ofertę dla najzdolniejszych młodych Polaków.
Win-win 2.0
Dlatego, jeśli polskie firmy chcą się rozwijać, muszą aktywnie włączyć się w rywalizację o najzdolniejszych studentów. Nawet jeśli z czasem część z nich odejdzie, aby założyć swój biznes, większość zostanie i będzie przyczyniać się do rozwoju firmy. Jest to tym ważniejsze, gdyż na polskim rynku właściwie niezależnie od sektora (od medialnego, przez wytwórczy po usługowy etc) dominuje zagraniczna konkurencja wraz z swymi globalnymi markami. Na co zatem powinny zwrócić szczególną uwagę polskie firmy, aby odnieść sukces w tym obszarze?
Po pierwsze, jak podaje szereg raportów, z badającym cyklicznie postawy młodych Polaków na rynku pracy PwC na czele, do najważniejszych czynników decydujących o wyborze konkretnego stażu należy możliwość podpisania z czasem umowy o pracę, trafienia do zespołu zajmującego obszarem zainteresowań studenta w którym można zdobyć doświadczenie zawodowe, elastyczność czasu pracy i last but not least wysokość płatnego stażu. Warto też zwrócić uwagę na wysoką pozycję potrzeby “poczucia sensu wykonywanej pracy” i zastanowić się, jak mogą polskie firmy na nią odpowiedzieć. Do kolejnych ważnych czynników należy zaliczyć przyjazną atmosferę i brak stresu. A contrario do w/w to, co zniechęca studentów do podjęcia praktyk i dalszej pracy w danej firmie, to brak możliwości rozwoju/zdobywania doświadczenia, niskie zarobki, brak misji, wysoki poziom stresu, brak równowagi w życiu zawodowym i prywatnym.
Z drugiej strony, tak jak wspomniałem, moją intencją nie jest zniechęcanie najbardziej zdeterminowanych studentów do zakładania własnych firm, start-upów szczególnie w obszarach nowych technologii, gdzie potencjalnie powstaje najwięcej nisz. Zachęcam jedynie do zdobycia doświadczenia, skonfrontowania się “w realu” z takimi biznesowymi, twardymi realiami jak bariery wejścia czy złożona umiejętność “pozyskania klienta”. Wiele z pozyskanej wiedzy w trakcie studiów ma jednak charakter teoretyczny, zaś biznesowa infosfera jest nasycona PR-owym “picem”, jak choćby opowieści o garażowym początku imperium Billa Gatesa, w rzeczywistości syna i wnuka ustosunkowanych bankierów amerykańskich. Po prostu, czasami warto zrobić krok w tył, aby później zrobić dwa do przodu. I w tym sensie dostanie się na ciekawy staż w sporej i dobrze zorganizowanej firmie jest racjonalnym posunięciem.
Polskie championy akceleratorami polskiej przedsiębiorczości?
Jednakże, aby najlepsi studenci garnęli się do polskich firm i tym samym wnosili swój wkład do rozwoju polskiego DNA przedsiębiorczości, muszą dostrzec ich unikalny potencjał. A dodatkowo zobaczyć i poczuć “głębszy sens wykonywanej pracy”. Wydaje się, iż w ostatnich latach wiele uczyniono, aby wyjść tym oczekiwaniom naprzeciw w licznych, również new-techowych, sektorach. Rozwój takich państwowych i prywatnych firm jak Alior Bank, Enea, PKO BP, Pekao SA, PGNiG, PZU czy Polsat… stwarza solidną bazę do realizacji najbardziej śmiałych ambicji młodego pokolenia. Czy nasze marki będą kiedyś tak szanowane i rozpoznawane na świecie, jak np. SONY? Bez pozyskania młodych Polaków z najwyższym poziomem “creative tension” na pewno będzie trudniej to marzenie urzeczywistnić.
dr Piotr Balcerowski MBA
Ekspert od zarządzania talentami