top of page

Józek

3 listopada 2023

Józek był moim wujkiem. Szczyciłem się, że coś mnie z nim łączy. Nie tylko ja. Kobiety mówiły, że był najprzystojniejszym chłopcem jakiego znały. Mężczyźni twierdzili, że nikt nie szukał przygód tak jak on.


Po szkole podstawowej poszedł do wadowickiego gimnazjum prowadzonego przez Pallotynów. Uciekł z niego po kilku miesiącach, bo „namawiali tam na księży”, a księżowskie życie wcale go nie pociągało. Naukę podjął w żywieckim ogólniaku. Uczył się tam dobrze, a z matematyki lepiej niż bardzo dobrze, skoro nauczyciele powierzali mu niekiedy prowadzenie lekcji. Był przekorny. W klasie maturalnej, oświadczył wychowawczyni, która właśnie motywowała klasę do lepszych wyników na pierwszy semestr, że on będzie miał na półrocze trzy oceny niedostateczne. Słowa dotrzymał.


Wiosną wpadł na pomysł, że ucieknie na Zachód. W Czechosłowacji zniszczył dokumenty i podając się za Cygana dotarł do granicy austriackiej, która okazała się przeszkodą nie do pokonania. Po kilku nieudanych próbach wrócił do Polski. Mimo dwutygodniowej nieobecności w szkole, zdał maturę bardzo dobrze.


Ukończył studium nauczycielskie, podjął pracę w wiejskiej szkole podstawowej, a po roku pracy zgłosił się do pallotyńskiego seminarium.


Seminarium źle znosił. Wolny ptak nie może dobrze znosić zamknięcia. Po święceniach został wysłany na dalsze studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wytrzymał tam kilka miesięcy. Powiedział, że studia teologiczne są marnowaniem czasu. Wystarczy mu to, co zawarte jest w Ewangelii.


Kilka lat pracował Polsce i we Francji. Zawsze z młodzieżą. Następnie wyjechał do Mato Grosso w Brazylii. Kiedy opanował język portugalski na tyle, by prowadzić proste rozmowy, zapakował swój dobytek do plecaka i udał się do Amazonii. To miał być tylko urlop. Został na stałe.


Tyle się dowiedziałem od jego rodziny i szkolnych kolegów. Wyczekiwałem jego powrotu. Ciągle pojawiały się jakieś przeszkody. Pieniądze, przeznaczone na podróż do Polski, dwa razy przeznaczył na zakup lekarstw dla Indian. Za trzecim razem jego przełożony zamiast pieniędzy, dał mu bilety na statek i samolot. Józek obydwa bilety sprzedał, by kupić lekarstwa. Po piętnastu latach dotarła do nas wiadomość o jego tragicznej śmierci. Odprawiano msze w jego intencji. Pół roku później okazało się, że ksiądz Józef jednak żyje.


Pojawił się po osiemnastu latach. Nie chciał występować publicznie, bo wstydził się swojej polszczyzny. A ja wstydziłem się do niego zagadać. Raz spotkaliśmy się wzrokiem i uśmiechnął się do mnie. Ruszyłem w jego stronę, ale na mojej drodze stanął proboszcz naszej parafii i zabrał Józka na plebanię.


Następnym razem przyjechał po pięciu latach. Jak tylko dowiedziałem się o jego powrocie, natychmiast poszedłem do niego.

Był upalny, letni wieczór, a on był w grubym, wełnianym swetrze, nogi okrywał kocem. Twarz miał żółtą, policzki zapadnięte. Przywitał mnie szerokim uśmiechem i natychmiast zaproponował, abyśmy przeszli na „ty”. Zauważył, że dziwi mnie jego ubranie.


— Malaria. Już ósmy raz. Lekarz mnie przebadał i zdumiał się, że jeszcze żyję. Powiedział, że już dawno powinienem być tam – Wyciągnął do mnie dłoń i energicznie obrócił kciuk w dół. Roześmiał się. – Życie jest piękne, a ludzie są dobrzy. Jeszcze jakiś czas tu zostanę.


Tak po raz pierwszy usłyszałem jego ulubione powiedzonko, z którego był znany wszystkim jego znajomym.


— Tu? – podchwyciłem.


— Moje „tu” jest w Amazonii. Tam jest mój dom i moja rodzina.


— Rodzina?


— Mam dziesiątki dzieci.


Takiego wyznania nie spodziewałem się. Józek roześmiał się.


— Nie martw się. Żadne nie poczęło się z moim udziałem. Mam chyba prawo nazywać je moimi dziećmi. Przecież ważniejszy jest ten, kto wychowuje niż ten, który płodzi. Spytałem, jak często spotyka się ze swoimi dziećmi.


— Teraz tylko raz w roku. Przyjeżdżają do mnie, do Novo Airao, na urodziny. To jest jedyny dzień w roku, kiedy nic nie robię. Kołyszę się tylko na werandzie w moim bujanym fotelu. Dzieci, którymi kiedyś się zająłem, od dawna już nie są dziećmi. Niektórym przewijałem pieluchy, a wszystkie uczyłem czytać, pisać i rachować, a przede wszystkim myśleć. Nie potrafię o nich myśleć inaczej jak o własnych dzieciach. Jestem z nich bardzo dumny. Każdy uczciwie zarabia na życie.


Kiedy siedzę na werandzie i patrzę na Czarną Rzekę, to często myślę sobie, że najlepiej byłoby, gdyby moim grobem stała się właśnie ona. W ten sposób oszczędziłbym moim dzieciom kłopotu z pogrzebem, a mięsożerne ryby miałyby łatwy posiłek. Może nie tak łatwy – roześmiał się – moje ciało jest już stare i twarde.


Przegadaliśmy pół nocy.


Następnym razem spotkałem się z nim na cmentarzu, nad grobem jego siostry, gdy po raz kolejny przyjechał na urlop. Podjął rozmowę, jakby cztery lata były krótką chwilą. Przy pożegnaniu dał mi numer komórki do jego misji w Novo Airao. Spytał, czy przyjadę do Amazonii. Chciał pokazać mi miejsca, które go zawsze zachwycają.

Zadzwoniłem do niego w nocy Bożego Narodzenia. Obliczyłem, że w Amazonii powinien być jeszcze dzień. W słuchawce usłyszałem męski głos. To nie był Józek. Spytałem po portugalsku o ojca Józefa. Nauczyłem się tego jednego zdania w tym języku. Domyśliłem się, że pójdzie go szukać. Patrzyłem z przerażeniem na zegar i liczyłem upływające minuty. Wreszcie usłyszałem w słuchawce zadyszany głos Józka. Cieszył się i przepraszał, że nie może długo ze mną rozmawiać, bo właśnie wyjeżdża odprawić trzecią mszę. Powiedział, żebym do niego jeszcze raz zadzwonił w połowie stycznia, by omówić szczegóły mojej podróży do Amazonii.


To była nasza ostatnia rozmowa.


Józek zmarł jedenaście dni później w szpitalu w Manaus. Nie spełniło się jego pragnienie, aby zniknąć w wodach Rio Negro. Pochowano go na cmentarzu w Novo Airao. Mieszkańcy miasteczka, którego był honorowym obywatelem, jeszcze nigdy nie widzieli tak wielu obcych ludzi. To były dzieci Józka. Przyjechały ze swoimi dziećmi.


Stanisław Wawrzyszkiewicz


Praca nagrodzona I Nagrodą w Konkursie „Stąd Jestem”, organizowanym przez Instytut Staszica


Konkurs  dofinansowano ze środków Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego w ramach Funduszu Patriotycznego

bottom of page