top of page

Rosja już przegrała – militarnie, strategicznie i operacyjnie

16 lutego 2023

Przed rokiem, 24 lutego, napisałem na swoim Facebooku m.in. takie oto słowa: „Rosjanie natną się w tej wojnie, tak jak nacięli się prawie 170 lat temu, rozpoczynając wojnę krymską. Dostrzegam sporo podobieństw w otoczeniu międzynarodowym, a i rosyjskiego chciejstwa przesłaniającego racjonalna ocenę sytuacji. Oby najważniejsze podobieństwo się ziściło, tj. że dla Rosji będzie to wojna przegrana. Ukraińcy, trzymajcie się i „jazda na pełnej”!

Mijający rok wojny potwierdził powyższe przewidywania. Poniżej Czytelnik znajdzie moje przewidywania, wraz z uzasadnieniem, na rok kolejny.

W artykule dotyczącym wojny krymskiej, który załączyłem do wspomnianego posta, mogliśmy i możemy przeczytać m.in.: „Do wojny krymskiej z lat 1853-1856 doprowadziła agresywna postawa caratu rosyjskiego, któremu zamarzyło się opanowanie basenu Morza Czarnego oraz ograniczenie suwerenności – jak się wydawało – słabego Imperium Osmańskiego. A te plany przekreśliła zdecydowana reakcja świata zachodniego, a zwłaszcza ówczesnego supermocarstwa, jakim była Wielka Brytania. Rosjanie chcieli wzmocnić swoją pozycję na Bliskim Wschodzie oraz na Bałkanach, licząc na łatwe zwycięstwo nad Imperium Osmańskim przy neutralności państw zachodnich.”

Czy Czytelnik zgodziłby się ze mną, aby odczytać to zdanie w sposób następujący? „Do wojny rosyjsko-ukraińskiej z lat 2022–2024 🙂 doprowadziła agresywna postawa Putina, któremu zamarzyło się opanowanie basenu Morza Czarnego oraz ograniczenie suwerenności – jak się wydawało – słabej Ukrainy. Te plany przekreśliła zdecydowana reakcja świata zachodniego, a zwłaszcza ówczesnego supermocarstwa, jakim były USA.Rosjanie chcieli wzmocnić swoją pozycję w Europie Środkowo-Wschodniej, na Bałkanach oraz na Bliskim Wschodzie, licząc na łatwe zwycięstwo nad Ukrainą przy neutralności państw zachodnich.”


Łatwe zwycięstwo nad Ukrainą? Nic z tych rzeczy, czyli kozacka „jazda na pełnej”

Rozpoczynając analizę, nie wypada mi nie zacząć od żołnierzy ukraińskich, którzy w ostatnim roku na trwałe wpisali się do najjaśniejszych kart historii sztuki wojennej. Sukces tych współczesnych Spartan nie jest do końca zaskoczeniem dla obserwujących intensywny rozwój Sił Zbrojnych Ukrainy od 2015 roku, i to we wszystkich kluczowych kategoriach: dowodzenie i kontrola, planowanie, operacje, medycyna i logistyka oraz rozwój zawodowy sił zbrojnych. Dlatego też spektakularne zwycięstwa zarówno w pierwszej fazie wojny (Kijów, Charków, Sumy) jak i drugiej (Izum, Kupiańsk, Chersoń), czy to w otwartej walce, czy to partyzanckiej, nie były zaskoczeniem. Część z Czytelników może jednak zapytać: ale jak to? Rosjanie okupują 18% terytorium Ukrainy i mimo wszystko w dalszym ciągu posuwają się naprzód. Dlatego zachęcam każdego do ćwiczenia obrazującego, jak w realnej walce po roku wypadła konfrontacja między obydwoma wojskami. Obecnie Rosjanie faktycznie okupują ok. 18% Ukrainy ale tylko maksymalnie 1/5z tego  zdobyli w faktycznej walce (przełamanie pod Wołnowachą i w efekcie zdobycie Mariupola, przełamanie pod Popasną i zdobycie terenów do rzeki Bahamutki w Donbasie). Ze wszystkich innych „przełamań” musieli wycofać się z podkulonym ogonem. Zaś właściwie wszystkie inne tereny obecnie okupowane (część obwodu ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego), zostały zdobyte przez „czerwoną armię 2.0” na skutek taktycznego wycofania się SZU, które najwyraźniej uznały, iż strategicznie lepiej będzie prowadzić walkę na innym, bezpieczniejszym dla siebie, a mniej dogodnym dla przeciwnika terenie.

Jeśli mówić o ukraińskiej słabości, to możemy mówić jedynie o „zdradzie krymskiej”. Faktycznie łatwość z jaką wojska rosyjskie przedostały się przez jedynie dwa wąskie przesmyki łączące Krym z Ukrainą a, co gorsza, bardzo szybko znalazły się na drugiej stronie Dniepru, praktycznie bez walki, każe podejrzewać, iż mieliśmy do czynienia tu ze zdradą, która czeka nie tylko na swojego kata, ale i kronikarza. Ze zrozumiałych względów, w czasie trwania wojny, ten ostatni szybko się nie pojawi, ale wierzę, iż już wkrótce poznamy prawdę o tej de facto jedynej zeszłorocznej ukraińskiej słabości. W tym roku pojawienia się takowej nie przewiduje na każdym odcinku frontu.


Dawid musi kombinować

A odnosząc się do przyszłości – czy 2023 rok może przynieść kolejne ukraińskie zdobycze terytorialne? Wydaje mi się jednak, choć chciałbym się mylić, że nie. USZ jako umowny Dawid musi dalej szukać sposobów i unikać frontalnych ataków na silnie umocnione pozycje, zwłaszcza, jak pokazują zdjęcia satelitarne, na froncie południowym. Dlatego wziąwszy pod uwagę dysproporcje, zwłaszcza w kluczowej dla tych walk artylerii/czołgów/wozów bojowych, jak i „starą wojskową prawdę” (stosunek atakujących do broniących się powinien wynosić 3:1), dla Ukraińców lepsza jest dawidowa taktyka, sprowadzająca Rosjan na swoje silnie zaminowane i umocnione pozycje. Tym bardziej, że to druga armia świata, a jest na politycznym musiku, co często prowokuje do błędów również na polu bitwy. Choć oczywiście „wyczyszczenie” południa i nękanie artyleryjskimi ostrzałami Krymu, z flotą czarnomorską włącznie, wiązałoby się z niemałymi korzyściami wojskowymi (skrócenie linii frontu o blisko 500 km) i politycznymi (sentymentalno-strategiczny status Krymu w imaginarium rosyjsko-postsowieckim), jest niezmiernie kuszące, konieczność odparcia zmasowanej ofensywy na północnym-wschodzie będzie miała priorytet.

Dopiero po ewentualnym odparciu przyjdzie czas na południe, co być może nastąpi jeszcze w 2023 roku, w jego końcówce. Ale będzie to uzależnione od kilku czynników, w tym skali strat w, miejmy nadzieję zwycięskim, odparciu ofensywy rosyjskiej. A w niej w zmasowanym uderzeniu, w moim odczuciu na kierunku połtawskim, Rosjanie będą chcieli dotrzeć na linie Dniepru i docelowo odciąć większość wojsk ukraińskich znajdujących się w Donbasie i Charkowszczyźnie. To dlatego zarządzili mobilizację i dlatego de facto przestawili swój przemysł na warunki wojenne. Ale znów: pozostaję tu niepoprawnym optymistą i zakładam ukraińskie zwycięstwo. I to założenie wynika już nie tylko z wiary w ukraińskie umiejętności, tak dobrze udokumentowanych na polu bitwy w 2022 roku, ale również wysokie morale narodu (i tym samym wielu chętnych do wojaczki) i siły władzy politycznej, zdecydowanej prowadzić wojnę do zwycięstwa. Napisawszy to, nie mogę nie przejść do równie ważnych elementów mojej syntetycznej diagnozy z 24.02.2022, czyli otoczenia międzynarodowego tego konfliktu i Rosji wraz z jej stanem i „chciejstwem”.


Siła zjednoczonego Zachodu

Nawiązując do zdania z artykułu o wojnie krymskiej, warto podkreślić, iż Wielką Brytanię w roli światowego imperium zastąpiły USA, które cały czas mają status wojskowy niespotykany dotychczas w historii. Przytoczę tylko kilka liczb. Budżet obronny USA to 761 mld $ czyli blisko 10 razy większy od budżetu Rosji (82 mld $).

Ale z faktu, iż USA zastąpiły Wielką Brytanię, nie wynika jeszcze, w kontekście naszych rozważań, że Ukraińcy nie mogą liczyć na to w dalszym ciągu ważne państwo, które ich znacznie wsparło, zwłaszcza w pierwszej, kluczowej fazie konfliktu. Armia Wielkiej Brytanii dysponuje 7 budżetem obronnym na świecie w kwocie 50 mld $.

Wreszcie, podobnie jak w prawie 170 lat temu, pozostałe współczesne europejskie potęgi polityczno-wojskowe (Niemcy, Francja, Włochy) krytycznie patrzą na rosyjską napaść i próbę reinstalacji imperium. Chcą robić z Rosją interesy gospodarcze, mają swoje kalkulacje polityczne z nią związane, ale rozumieją, iż stabilnego kontynentu europejskiego nie da się zbudować z Rosją putinowską, stosującą metody terrorystyczne. Pomimo pewnych oporów w pierwszej fazie konfliktu, wydaje się, że klamka zapadł” i kraje te zdecydowały się na faktyczną i długotrwałą, a nie symboliczną pomoc Ukrainie. Państwa te dysponują, odpowiednio, budżetami obronnymi w kwotach 52, 45 i 37 mld $.

Mamy wreszcie wiele krajów europejskich (Polska, Rumunia, Hiszpania, Holandia, Dania, Szwecja, Norwegia, Finlandia, Czechy, Słowacja i inne), które, oprócz tradycji wojowania z Rosją, mają nie tylko zasoby finansowe (ich łączny budżet wojskowy jest większy niż rosyjski), rozwinięty własny przemysł wojskowy, ale i szczególne interesy i chęci w pokonaniu agresora, który po ponad 80 latach pokoju znów sprowadził pełnoekranową wojnę do Europy, w większości przypadków u ich granic. W erze powszechnej informacji i wizualnej ekspozycji na tragedie wojenne, pozyskanie przychylności narodów demokratycznych dla słusznej sprawy jest nieco łatwiejsze. Nie chcemy po prostu w Europie wojen, które przecież mogą wiązać się z utratą naszych najbliższych, o utracie „nas samych” nie wspominając.


Szczególna rola dla Polski

Nie mogę w tym miejscu nie wyróżnić Polski, która odgrywa rolę szczególną w tej grupie państw. I nie chodzi tylko o 18. miejsce w rankingu budżetowym Firepower (bardziej PRowskim, niż oddającym faktyczny potencjał poszczególnych państw), ale o konkretne własne produkty takie jak karabinek Grot (wściekle atakowany przez część opozycji AD 2021), haubica Krab, OSA – Żądło, zestawy Grom czy drony Warmate & Flyeye. To tylko część rarytasów polskiej zbrojeniówki z PGZ i WB Electronics na czele, które trafiły na front. Ale oczywiście nie o samą pomoc wojskową chodzi, ale również o surowcowo-logistyczną. Nie jest wielką tajemnicą, iż nasze strategiczne spółki, takie jak Orlen czy PKP, są zaangażowane w pomoc Ukrainie, dostarczając potrzebne towary. Zaangażowanie zwykłych Polaków oraz polskich firm, jak choćby Alior Bank, ma też pewne znaczenie.

Wreszcie, warto tez zwrócić uwagę na szczególną rolę polskiego rządu i polskiej dyplomacji w inicjowaniu odważnych decyzji ekonomicznych i politycznych, wywołujących efekt domina. Choć musimy mieć świadomość, że nie wszystkie państwa są bezpośrednio zagrożone przez imperializm rosyjski i ich wsparcie będzie wprost proporcjonalne do tego zagrożenia, faktem jest, iż również dzięki energicznym polskim działaniom na arenie międzynarodowej do koalicji zdecydowanej m.in. finansować armię ukraińską udało się zachęcić blisko 50 państw. Wśród nich takie potęgi, dodatkowo posiadające tradycje wojowania z Rosją, wprost bądź per procura, jak Japonia, Korea, Tajwan, Australia, Kanada. Wszystkie te państwa dysponują budżetami obronnymi plasującymi je w Top 20, mają silnie rozwinięte swoje przemysły zbrojeniowe oraz relatywnie wielu specjalistów wojskowych. Choć dynamika wsparcia dla Ukrainy była dotychczas umiarkowana, możemy mówić obecnie o jej zintensyfikowaniu. Zewsząd napływają informacje o kolejnych deklaracjach i dostawach sprzętu wojskowego.

I choć umowny Zachód nie jest w sensie politycznym tak zjednoczony w kwestii ukraińskiej jak byśmy sobie tego życzyli, dodatkowo w zbyt wielu krajach wystąpiły pewne niedobory, zwłaszcza jeśli chodzi o magazyny z amunicją, to wiemy też, iż w ciągu roku dokonał się w tych obszarach ogromny postęp. On zwiększa słabość i osamotnienie Rosji.


Słabość i osamotnienie Rosji

Jeśli chodzi o 2022 rok, słabość Rosji w realizacji imperialnych projektów, została całkowicie obnażona. „Operacja specjalna na Ukrainie”, zaplanowana maksymalnie na 14 dni, jak wynikało z przechwyconych przez ukraiński wywiad dokumentów, jest wielowymiarową rosyjską katastrofą na poziomie wywiadowczym, wojskowym, gospodarczym i w konsekwencji politycznym.

Jeśli chodzi o aspekt wywiadowczy, sprawa jest oczywista. Ukraińcy en masse wbrew kalkulacjom FSB stanęli do walki i wsparli swoje władze, zaś agentura rosyjska została dość szybko zneutralizowana. Osłabiono też, budowane latami, siatki wywiadowcze/wpływu na Zachodzie, co z całą pewnością sprzyja jego konsolidacji i wypracowaniu wspólnego stanowiska względem Rosji.

W wymiarze wojskowy, możemy mówić o zdecydowanej klęsce. Rosjanie rzucili do walki swoje doborowe jednostki, które zostały całkowicie rozbite i zmuszone do wycofania się. Nie zrealizowano praktycznie żadnego celu strategicznego, czyli wzięcia w kleszcze („kocioł”) poważnych sił ukraińskich. Właściwie jedyne sukcesy Rosjan (oprócz „zdrady krymskiej”), czyli przełamania pod Wołnowachą i Popasną są kwestionowane przez znawców sztuki wojennej, którzy argumentują, iż w ostatecznym rozrachunku mogą one okazać się pyrrusowymi zwycięstwami. To pierwsze doprowadziło do okrążenia i ostatecznego zdobycia Mariupola dopiero 3 miesiące później, za cenę sporych strat i związania bardzo poważnych sił (m.in.. 41 i 8 Armia Ogólnowojskowa). Niewykorzystanie tych sił do oskrzydlającego natarcia na północny Donbas jest w opinii części wojskowych powodem niepowodzenia sił rosyjskich tamże, które zmuszone są atakować frontalnie silnie umocnione przez ostatnie 8 lat pozycje ukraińskie, co naturalnie wiążę się z wielkimi stratami. To m.in. dlatego jedyne przełamanie linii obrony pod Popasną przez blisko rok doprowadziło do przesunięcia frontu na linę rzeki Bahamutki raptem o 30 km i to na stosunkowo niedługim, ok. 60 km, odcinku frontu! Jeśli wierzyć ukraińskim danym, na tym odcinku ginie codziennie(!) do 500 szturmujących, co prędzej czy później musi doprowadzić do załamania ofensywy. Do linii Dniepru wszak jest blisko 300 km…

Czy Rosjanie zdołają wyciągnąć z tego wnioski? Do pewnego stopnia na pewno. Ale zostanie to zniwelowane lepszym przygotowaniem do obrony i lepszym uzbrojeniem Ukraińców. Sukces w bitwie zależy od wielu czynników, w tym od strategii, działań operacyjnych, doktryny, szkolenia, przywództwa i kultury militarnej. Osobiście podzielam opinię byłego szefa CIA, gen. Dawida Petraeusa, że głównym problemem Rosjan są właśnie kwestie mentalne, których nie można zmienić zbyt szybko. Jak powiedział w wywiadzie dla niemieckiej gazety: „Niedociągnięcia są tak znaczące, że wymagają poważnych zmian w sposobie, w jaki Rosja kształci, szkoli, wyposaża, organizuje, strukturalizuje, rozmieszcza i kieruje swoimi siłami zbrojnymi. W rzeczywistości niektóre z tego, co jest wymagane, to prawdziwa zmiana kulturowa, taka jak ustanowienie Korpusu Zawodowych Podoficerów lub zachęcanie do inicjatywy na niższych poziomach. Jest to zadanie, które zajmie lata i nie może być zrealizowane w krótkim czasie. Z pewnością niektóre zadania szkoleniowe można by wykonać w ciągu miesięcy, ale wydaje się, że Rosja nie chce inwestować tego czasu.” I dlatego przede wszystkim uważam, iż Ukraińcy odeprą kolejną ofensywę Rosjan.

Dodatkowym osłabieniem Rosji jest jej pozycja międzynarodowa. I bynajmniej nie piszę o kwestiach wizerunkowych, ale ściśle wojskowych. Właściwie jedynymi państwami, które zdecydowały się oficjalnie wesprzeć Rosję, okazały się Iran i Korea Północna. Białoruś użyczyła terytorium. Inne państwa, w których antyzachodnie resentymenty funkcjonują i pełnią pewną funkcje w polityce, takie jak Chiny, Indie, RPA czy Brazylia, nie zdecydowały się na taki krok w obawie przed zachodnimi sankcjami wtórnymi. Ich gospodarki są w dalszym ciągu zbyt uzależnione od gospodarek zachodnich oraz szlaków morskich de facto kontrolowanych przez marynarki wojenne tych państw. Dlatego pomagają w inny niż wojskowy sposób, przede wszystkim na niwie gospodarczej, choć trudno nazwać to pomocą w sensie ścisłym. Kupują bowiem rosyjskie surowce z wielkim rabatami i starają się eksportować swoje produkty na rynek rosyjski, wypierając eksport zachodni. To zawsze coś, ale to za mało, aby uzależniona od eksportu surowców i importu wielu technologii Rosja mogła sobie pozwolić na wieloletni i bardzo kosztowny konflikt.


Sewastopol nie jest Moskwą, a Krym Rosją

Podsumujmy zatem powyższe rozważania. Jeden z największych teoretyków wojny, Carl von Clausewitz mówił, iż do jej wygrania potrzebne są trzy rzeczy: złamanie morale narodu, złamanie jego politycznej reprezentacji, czyli elit władzy i wreszcie przełamanie na polu bitwy. Nie doszło do tego w ubiegłym i nie dojdzie w tym roku. Również dlatego, że we wszystkich tych obszarach doszło do zwiększenia odporności na Zachodzie, który wraz ze swą przewagą (technologiczną, ekonomiczną) posiada narzędzia do zatrzymania Rosji. I podjął już taką decyzję. Jak powiedział publicznie szef sztabu US Army gen. Mark Milley: „Rosja już przegrała, militarnie, strategicznie i operacyjnie. Ale dopóki Putin nie zakończy tej wywołanej przez siebie (i przegranej) wojny, będziemy wraz ze społecznością międzynawową, wspierać Ukrainę, aby mogła się skutecznie bronić.” Nie wiem, jak Czytelnika, ale mnie fakt, iż państwa dysponujące ponad trzynastokrotnością budżetu wojskowego Rosji, składają takie publiczne deklaracje (które są potwierdzane na polu bitwy), jakoś jednak uspokaja i nastraja optymizmem.

W 1855 roku głównodowodzący wojsk rosyjskich Michaił Gorczakow, poddawszy Sewastopol napisał do cara Aleksandra II: „Wojska Waszej Cesarskiej Mości broniły Sewastopola do ostatka, nie było jednak możliwości trzymać się w nim dłużej z powodu piekielnego ognia, który miasto musiało znosić.” W odpowiedzi przeczytał: „Nie martwcie się… Sewastopol nie jest Moskwą, a Krym Rosją.” Zaiste. Święte słowa!


dr Piotr Balcerowski, MBA

Wiceprezes Instytutu Staszica


Foto: Frankie Fouganthin – Praca własna, CC BY-SA 4.0, za wikimedia.org

bottom of page