top of page

Recenzja: odtrutka na fantasmagorie

16 lutego 2023

Fundamentalna synteza pióra prof. Stanisława Żerki poświęcona polityce zagranicznej Trzeciej Rzeszy, której druga edycja niedawno trafiła do księgarń, powinna być obowiązkową lekturą dla każdego, kto zabiera głos w dyskusji nad wyborami Polski w latach 1938/39. Teza „z Niemcami na Moskwę” zrobiła w ostatnich latach zdumiewającą karierę wśród części środowisk prawicowych – zdumiewającą, bo opartą na fantasmagoriach, a nie na realnych założeniach. „Niemiecka polityka zagraniczna 1933-1939” dostarcza licznych argumentów do jej zbicia.

Warto zacząć od tego, że polityka zagraniczna i związane z nią ekspansywne plany nazistów nie kręciły się wokół Polski, jak chcieliby nasi fantaści. Profesor Żerko pisze wprost – Niemcy hitlerowskie widziały w Polsce „młodszego partnera”, co jest pojęciem pośrednim między sojusznikiem a państwem satelickim. Im bardziej rosła dysproporcja potencjału między Rzeszą a Rzeczpospolitą, tym bardziej wizja i realna możliwość tego partnerstwa ewoluowały w stronę relacji: mocarstwo – satelita. Z satelitą nie ustala się wspólnych planów podbojów, satelita może co najwyżej dostarczyć mięso armatnie w zamian za łaskawie wydzielone ochłapy z łupów.

Autor obala również tezę, że Hitler po zawarciu (taktycznego) porozumienia z naszym krajem machnął ręką na korytarz pomorski, a i z inkorporacją Gdańska do Rzeszy nie spieszył się zbytnio. Hitler był tu bardzo konsekwentny. Nigdy oficjalnie nie zadeklarował, że problem korytarza w relacjach polsko-niemieckich nie istnieje. Mile brzmiące dla polskiego ucha deklaracje padały najwyżej nieoficjalnie, podczas rozmów z polskimi dyplomatami. Cóż, nieoficjalnie Hitler składał mnóstwo obietnic, których nie zamierzał w żadnym wypadku dotrzymywać – przed aneksją Austrii zapewnił, że wojsko niemieckie nigdy nie wkroczy do Czechosłowacji… Najdalej posunięte deklaracje stwierdzały, że kwestię polskiego Pomorza będzie można rozwiązać dopiero w dalszej przyszłości, może na zasadzie rekompensaty. Zatem w każdym wypadku ceną sojuszu (nierównoprawnego) Polski z Rzeszą byłoby naruszenie integralności terytorialnej RP.

Kolejny obalony mit, to twierdzenie, jakoby władze polskie dopiero na przełomie 1938/39 zdały sobie sprawę, że konflikt z Niemcami jest nieunikniony. Co, zdaniem fantastów, powinno skłonić je do ochoczej kapitulacji i przystania na „lekkie” warunki Hitlera w postaci oddania Gdańska i budowy eksterytorialnej autostrady. Nawiasem mówiąc, wiara że Führer serio traktował te postulaty jest dziecinadą. W 1938 roku bowiem sudeccy Niemcy, pod dyktando Berlina, stosowali taktykę wysuwania kolejnych postulatów. Gdy rząd w Pradze zgodził się na jedne, natychmiast pojawiały się kolejne; Hitler polecił, by wysuwać takie, które finalnie będą nie do zaakceptowania dla czeskiego rządu. Zatem jest dość prawdopodobne, że gdyby jakimś cudem rząd RP w styczniu czy lutym 1939 zgodził się na „niewielkie” żądania, w kolejnych miesiącach pojawiłyby się nowe. Najpewniej finałem i tak byłyby absurdalne postulaty z końca sierpnia 1939.

Ale wracając do rzekomo zaskoczonej Polski. Fakt, że w odróżnieniu od zachodnich mocarstw Polska bez zastrzeżeń przyjęła Anschluss, a potem nie protestowała przeciwko rozbiorowi Czechosłowacji, wynikał nie z mylnej oceny polityki i zamierzeń Hitlera. Odwrotnie, było to skutkiem bardzo realnej ich oceny. Polska wolała, by ekspansja Niemiec była skierowana na południe i południowy wschód, bowiem wiedziała, że alternatywą jest kierunek wschodni. Czy po uderzeniu na Zachód, czy przed nim – w każdym razie w Warszawie nie łudzono się, że do starcia musi wcześniej czy później dojść.

Polityka międzynarodowa do skomplikowany zespół naczyń połączonych. I w ten sposób należy postrzegać zachodzące w niej procesy. Wszyscy, bez wyjątku, zwolennicy teorii o „sojuszu” z nazistowskimi  Niemcami nie chcą w ten sposób patrzeć. Bo wówczas byłoby jasne, że żadnego sojuszu w 1939 roku być nie mogło. Zresztą spójrzmy na sojusze Niemiec z Bułgarią i Rumunią w czasie II wojny światowej. Rumuński sojusznik dostarczył całkiem sporo ropy niemieckiej machinie wojennej i całkiem sporo mięsa armatniego na wyprawę przeciwko ZSRS. Polska naftową potęgą nie była, zatem zapewne dostarczyłaby nabytków terytorialnych (Pomorze, Gdańsk, może i Górny Śląsk) i setek tysięcy, jeśli nie milionów żołnierzy poległych w imię szaleńczych planów dyktatora.


Stanisław Żerko: Niemiecka polityka zagraniczna 1933-1939. Wyd. 2 uzup. Poznań, Instytut Zachodni, 2022


(mr)


Foto: pixabay.com

bottom of page