2 kwietnia 2021
Minął ledwie wiek od triumfów najpierw komunizmu, a potem faszyzmu i jego niemieckiej odmiany, a tylko historycy i badacze doktryn ustrojowych są w stanie patrzeć na te triumfy w szerszym kontekście. Nie jako na ewenementy, jakieś – parafrazując Marię Janion – potwory na linearnej drodze postępu, ale wynik tendencji, które cieszyły się popularnością nie tylko w środowiskach skrajnych.
Książka Jarosława Tomasiewicza, owoc solidnych badań, który niejedno wnosi do badań nad polską myślą polityczną międzywojnia, przypomina jednak połowę dyptyku. Skupia się bowiem na śladach myśli „faszystowskiej” i autorytarnej w programach ugrupowań lewicowych i demokratycznych II Rzeczypospolitej. Przyzwyczailiśmy się dzisiaj do szermowania mianem faszyzmu w przestrzeni publicznej w najbardziej groteskowy sposób, zwłaszcza przez lewicę i centrolewicę. Faszyzmem, ogólnie rzecz biorąc, ma być wszystko, co jest forsowane przez władzę (nawet przy pieczołowitym zachowaniu procedur tworzenia prawa), co nie podoba się krytykom. Książka Tomasiewicza od takiej groteski jest daleka, niemniej widać, jak problematyczne jest postawienie granicy między wątkami nacjonalistycznymi, nawiązaniami do faszyzmu a autorytaryzmem. Tak samo problematyczne jest zakwalifikowanie ugrupowań wedle schematu: lewica-prawica. Autor zachowuje tu daleko idącą ostrożność, wskazując raczej na elementy programu, niż definiując dane ugrupowanie jako lewicowe.
Wracając jednak do początku myśli – dlaczego książka wręcz domaga się uzupełnienia? Bowiem, żeby prześledzić wpływy ideologii totalitarnych na myśl polityczną międzywojnia, trzeba byłoby również zbadać wpływ ideologii marksistowskiej w jej najskrajniejszym, komunistyczno-bolszewickim wydaniu, na postulaty polskich ugrupowań tego okresu. O osobliwym pomieszaniu wpływów idei faszystowskich i komunistycznych na programy niektórych z nich wspomina sam autor omawianej książki. A przecież, tak jak w przypadku faszyzmu i autorytaryzmu, tak również w przypadku pewnych wątków myśli faszystowskiej i komunistycznej trudno znaleźć jasne rozgraniczenie. Zresztą u części polityków fascynacja osiągnięciami – prawdziwymi bądź tylko propagandowymi – faszystowskich Włoch i nazistowskich Niemiec szła w parze z podziwem dla sukcesów Związku Sowieckiego.
Wydawca poleca książkę jako źródło pozwalające zrozumieć genealogię wielu sporów i postaw powojennych – na emigracji, w Polsce Ludowej i po 1989 roku. Nie kwestionując wartości pracy, to opinia przestrzelona. Przede wszystkim dlatego, że trudno budować ciągłość między bogatą i barwną myślą polityczną II RP a polityką po Okrągłym Stole. Owszem, wiele ugrupowań w latach 90. na siłę poszukiwało korzeni w tamtych latach, ale w ogromnej większości były to analogie nieuzasadnione. Zwłaszcza w sferze kontynuowania myśli politycznej i państwowej. Hekatomba wojny, dopełniona emigracją, a potem niemal półwiecze realnego socjalizmu spowodowały, że w 1989 roku zaczęto budowę nowoczesnego parlamentaryzmu od zera. A powieszenie nad biurkiem portretu Dmowskiego, Piłsudskiego czy Witosa to za mało, by mówić o nawiązaniu do dorobku myśli politycznej tamtej Polski. Choć nie wątpię, że wielu polityków na pewno chciałoby się takimi spadkobiercami widzieć.
Jarosław Tomasiewicz: „Faszyzm lewicy” czy „ludowy patriotyzm”?
Tendencje antyliberalne i nacjonalistyczne w polskiej lewicowej myśli politycznej lat trzydziestych. Warszawa, 2020, Państwowy Instytut Wydawniczy.
(asm)