29 czerwca 2023
Słuchając ostatnio kolejnej konferencji opozycji, dedykowanej atakowaniu Orlenu, za rzekome kupowanie rosyjskiej ropy (której notabene Orlen już w ogóle nie importuje), usłyszałem „argument”, który wywołał u mnie swoiście resetowe skojarzenia. Ów polityk insynuował koncernowi nielegalne praktyki, a chcąc uprawdopodobnić swoje tezy stwierdził (cytuję z pamięci), iż historycznie dyferencjał (różnica między notowaniami Urals a Brend) wynosił ok. 2 USD a obecnie wynosi 20 USD i m.in. tym należy tłumaczyć ponadstandardowe zyski Orlenu. Pomijając fałszywość i tym samym nieuczciwość zarzutów (Komisja Europejska zgodziła się na warunkowe i czasowe kupowanie rosyjskiej ropy przez podmioty operujące w krajach niemających infrastrukturalnych możliwości dywersyfikacji dostaw etc.), którymi nie warto się na poważnie zajmować, ten komentarz przypomniał mi, że przez lata wszyscy byliśmy karmieni przez decydentów i część mediów pseudoargumentacją.
Jej podstawę stanowiło z pozoru zdroworozsądkowe stwierdzenie, że rosyjska ropa jest po prostu tańsza. W świetle powyższej wypowiedzi okazuje się jednak, iż w istocie była tańsza, ale nieznacznie. Czy ta różnica usprawiedliwiała ignorowanie innych kluczowych czynników biznesowych, takich jak stabilność dostaw tudzież bezpieczeństwo już nie tyle ekonomiczne, lecz egzystencjalne państwa polskiego? Wszak znaczna część rosyjskich dochodów z eksportu, również eksportu ropy, szła na finansowanie machiny wojennej, której skutki działań widzimy dziś na Ukrainie. Ale także na finansowanie zorganizowanego systemu korupcyjnego, będącego antytezą demokracji. Wiele z tych symptomów musiało być widoczne dla ówczesnych decydentów; po napaści Rosji na Gruzję w 2008 roku, pewne sprawy były wręcz oczywiste, ale faktyczne zmiany rozpoczęły się dopiero po 2015 roku i zostały doprowadzone do końca w 2022 roku. Dlaczego tak długo musieliśmy czekać?
Od Gawriłowa po J&S
O ile do 1992 roku sprawa dostaw na poziomie operacyjnym była prosta niczym rura z rurociągu „Przyjaźń” (choć warto odnotować powstanie naftoportu w Gdańsku w latach siedemdziesiątych), o tyle wraz z nastaniem czasów patologicznej transformacji, mówiąc prof. Kieżunem, nastały również nowe modele rozliczeń. Tak o nich pisał red. Piotr Nisztor w książce „Skok na banki – historia transformacji polskiego sektora finansowego”: „Gdy w 1992 roku monopol na dostawy ropy do polskich rafinerii stracił Ciech, jego miejsce zajął Siergiej Gawriłow... legitymizujący się paszportem Belize biznesmen przed przyjazdem do Polski był przedstawicielem spółki Wnieszmaszexport, zajmującej się handlem bronią... dzięki kontaktom z Łukoilem miał monopol na sprzedaż surowca w Polsce. Oprócz tego rozpoczął nad Wisłą budowę sieci stacji benzynowych pod logiem koncernu... UOP, badając prowadzone przez niego interesy i posiadane kontakty, zaczął podejrzewać, że działa on na rzecz rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU”. Już wcześniej zresztą Gawriłow był w zainteresowaniu nadzoru bankowego w związku z aktywnością Banku Powierniczo – Gwarancyjnego (BPG). Jak pisał red. Nisztor: „W 1994 roku Gawriłow objął pakiet akcji nieprzekraczający 10%. Oprócz niego w strukturze właścicielskiej znalazły się też inne osoby fizyczne Larysa Gawriłow (żona) oraz Witold Puszyński i Siergiej Briukker, obywatel Rosji... W czasie, gdy nadzór bankowy nabrał poważnych wątpliwości co do BPG, w ówczesnych kręgach rządowych (władzę sprawowała koalicja SLD-PSL), pojawił się pomysł, aby bank ten stał się filarem programu wspierania współpracy gospodarczej z krajami dawnego Związku Sowieckiego. Pomysłodawcą był Lesłąw Podkański, polityk PSL-u, w latach 1993-1995 minister współpracy z zagranicą. Potem projekt ten chciał kontynuować jego następca Jacek Buchacz. Dzięki jego decyzji BPG miał otrzymać 15 mln złotych dofinansowania z budżetu państwa a kolejne 5 mln planowało dołożyć kilka central handlu zagranicznego...”.
I choć ostatecznie Gawriłow został w 1997 roku wydalony z Polski jako persona non grata zaś jego firma wyeliminowana z surowcowego biznesu, zaiste zastanawiające jest to, że trwało to tak długo. Ale jeszcze bardziej zastanawiające jest to, iż wraz z odejściem Gawriłowa, nie zmienił się model sprzedaży rosyjskiej ropy w Polsce. Jeszcze raz Piotr Nisztor: „Jego miejsce zajęła nikomu nieznana, zarejestrowana na Cyprze, spółka J&S. Jej założycielami było dwóch muzyków z Ukrainy Grzegorz Jankielewicz i Sławomir Smołkowski. To właśnie oni bardzo szybko na wiele lat zmonopolizowali dostawy ropy do polskich rafinerii. Zbili na tym majątek, stając się jednymi z najbogatszych ludzi w Polsce”.
Niechęć do Baltic Pipe, słabość do Gazpromu
Ale ta uległość polskich decydentów doby patologicznej transformacji wobec ewidentnie korupcyjnych praktyk rosyjskich spółek na terytorium polskim nie była jedyną, jaką można było podówczas zaobserwować w relacjach polsko-rosyjskich również na niwie paliwowej. Podobną uległość można było dostrzec na rynku gazowym. Już pierwsza strategiczna próba zdywersyfikowania dostaw tego surowca do Polski, poprzez próbę wybudowania Baltic Pipe, jaką zainicjował rząd AWS pod koniec lat dziewięćdziesiątych, została storpedowana przez rząd Leszka Milera w 2002 roku. Minister jego rządu, Waldemar Pawlak z PSL, w tym samym roku podpisał z rosyjskim Gazopromem długoterminowy (aż 20-letni!) kontrakt, który przez wielu ekspertów został oceniony jako bardzo niekorzystny dla Polski, gdyż, pomijając wiążącą ręce długoterminowość, cena gazu należała do najwyższych w Europie, zaś opłaty za przesył były niższe niż w przypadku Białorusi i Ukrainy.
Próba powrotu do projektu Baltic Pipe, jaką podjął rząd Jarosława Kaczyńskiego w 2007 roku, również została szybko storpedowana, tym razem przez rząd Donalda Tuska. Już w marcu 2008 roku, kilka miesięcy po wygranych wyborach, doszło w Ministerstwie Gospodarki do rozwiązania Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii. Zaś pół roku po agresji Rosji na Gruzję, 10 marca 2009 roku, Donald Tusk przekazał Ministerstwu Gospodarki instrukcję negocjacyjną na rozmowy z rosyjskim rządem w sprawie dostaw gazu do Polski. W jej efekcie 27 stycznia 2010 roku PGNiG zawarło porozumienie z Gazpromem, przedłużające kontrakt na dostawę do Polski rosyjskiego gazu ziemnego aż do 2037 roku. Tylko interwencji Komisji Europejskiej zawdzięczamy, że okres ten skrócono. Dlatego też w październiku 2010 roku wicepremier Waldemar Pawlak i wiceszef rządu Władimira Putina Igor Sieczin podpisali porozumienie w sprawie zwiększenia dostaw gazu rosyjskiego do Polski i dostarczanie go do, pierwotnie uzgodnionego, 2022 roku. Tym sposobem ograniczono nie tylko potencjał dostaw w budowanym od 2007 roku gazoporcie w Świnoujściu, ale i potencjalnie torpedowano powrót do idei projektu Baltic Pipe.
Szczęśliwie nie zniechęciło to nowego rządu Beaty Szydło a później Mateusza Morawieckiego do energicznych działań, które zaowocowały powstaniem Baltic Pipe w 2022 roku. BTW, jego przepustowość jest wykorzystana prawie w 100%.
Błąd czy…?
Współczesna historia polsko-rosyjskich relacji paliwowych to niestety historia mocno zabagniona – tyleż ze względu na dziania Rosjan, co niektórych rządów polskich. Czy ich działania były wynikiem braku kompetencji i wyobraźni, czy też rolę odgrywały tu inne, poważniejsze z punktu widzenia interesów państwa czynniki, trudno bez jednoznacznych dowodów orzec. Na pewno jednak szkody wyrządzone przez taką a nie inną politykę są bardzo wymierne i najbardziej odczuwają ją dziś Ukraińcy, w tym kobiety i dzieci bombardowane w wielu miastach. To zarabiane krocie pozwoliły Rosjanom wyprodukować tysiące rakiet i bomb. Niezależnie od przyczyn tej błędnej polityki, warto przypomnieć słowa Lincolna obrazujące pewien etyczny mechanizm polityczny funkcjonujący w dojrzałych republikach: „Działam naprawdę najlepiej jak umiem, najlepiej jak mogę i zamierzam tak czynić do końca. Jeśli koniec będzie dla mnie łaskawy, to, co mówią przeciwko mnie, nie będzie miało znaczenia. Jeśli skończę źle, dziesięciu aniołów przyrzekających, że miałem rację, nie zrobi żadnej różnicy”.
Patrząc na kolejne konferencje prasowe przedstawicieli opozycji mam nieodparte wrażenie, że widzę przyrzekające (a raczej upadłe) anioły…
dr Piotr Balcerowski, MBA
Wiceprezes Instytutu Staszica
Foto: pixabay.com